Ledwie opadł kurz sylwestrowej zabawy, z głowy wyparowały bąbelki wypitego noworocznego szampana i...
Najpierw był jeden - Breithorn 4164m. Nie minęło kilka dni i lista szczytów powiększyła się o Pollux 4092m. i Castor 4228m. Bliskość tych trzech szczytów względem siebie dawała nadzieję na piękny trip w iście alpejskim stylu.
Pomysł następny, przecież do wymienionych wcześniej szczytów można dołożyć kolejny. Padło na leżący na drugim końcu doliny Aosty Gran Paradiso 4051m. W połowie stycznia listę naszych szczytów uzupełnił górujący nad wszystkimi alpejskimi szczytami mierzący 4809m. Mont Blanc.
A więc plan jest. Chęci zawsze były i skład również ustalony. No to kilka najbliższych miesięcy trzeba było poświęcić na "krew, pot i łzy", czyli szlifowanie formy, uzupełnianie sprzętu i zapasów.
I nagle nadszedł oczekiwany czas wyjazdu. Osiem miesięcy nie wiadomo kiedy minęło i najbliższym trzeba było powiedzieć - do zobaczenia!
Po kilku dziesięciogodzinnej podróży 6 sierpnia zameldowaliśmy się w dolinie Aosty w turystycznym miasteczku Cervinio. Naszym zachwytom nie było końca, a nasze oczy co chwila osadzały wzrok na niezliczonych szczytach. Po dotarciu kolejką do szlaku rozpoczynającego naszą wędrówkę nastąpiło pełne skupienie, bo od tego momentu wstępowaliśmy w świat szczytów, lodowców, szczelin. Świat o którym myśleliśmy przez poprzednie osiem miesięcy.
No i tak się w tym naszym skupieniu zagalopowaliśmy że jeszcze tego samego dnia zameldowaliśmy się na szczycie naszego pierwszego celu jakim był Breithorn 4164m.
Copyright © 2014 by gorskieblogi