Późno, oj późno zameldowaliśmy się w Starym Smokowcu. Szybko zebraliśmy żeczy z samochodu i jak dzieci które pierwszy raz w życiu widziały śnieg, puściliśmy się na szlak.
Na ławeczce obok schroniska Teryego trochę się zasiedzieliśmy. Popijając gorącą, słodką herbatę, ogrzewani promieniami słońca, nawet nie zauważyliśmy upływającego czasu.
Chłoneliśmy anielskie widoki na pobliskie szczyty, granie, przełęcze. Ale już na podejściu pod Baranie Siodło jak najszybciej chcieliśmy się znaleźć w cieniu skał. Łapiąc z trudem rześkie powietrze z zazdrością spoglądałem na narciarzy którzy sunęli z przełęczy. Ach, ile sił i czasu zaoszczędzali zjeżdżając. Weszliśmy na te "Rogi Baranie" :), a tam ze szczytu kolejni narciarze szus w dół. Ale to nic. Po ciele rozpływa się odprężenie no i herbatka, batonik, bułeczka. Nasycam się bezgranicznie otaczającym mnie widokiem. Zatrzymałem wzrok na kolesiu który wszedł przed momentem. Z małego plecaczka wyjął zawiniątko, a schował czekan i raki. To małe zawiniątko energicznym ruchem wyrzucił z prądem ledwie odczówalnego podmuchu wiatru. Po sekundzie naszym zdumiałym oczom rozłożyła się czasza spadochronu. Gdy ów kawałek materiału napełnił się ciepłym powietrzem koleś skoczył w tatrzańską przepaść. Staliśmy zaskoczeni ze wzrokiem wodzącym za tym "Dedalem" i skomentowałem to zajście krótko: "Przebił wszystkich, i nas i narciarzy" :)
Copyright © 2014 by gorskieblogi