Siedzę i patrzę na zwichnięty, obolały palec dłoni. Chm a może by go tak usztywnić? Pewnie tak zrobię kiedy znowu o coś nim zaczepię, znowu poskręca mnie z bólu, tak muszę go unieruchomić.
Przypomniała mi się odległa już w czasie kontuzja kolana. Skręcone, lekko sine, grubości dobiegającej uda no i punkcja, na myśl której ciarki przebiegają mi po plecach, i przypominam sobie o kumplu, który taki zabieg "kosmetyczny" wykonuje sobie sam. Póżniej, kiedy kolano doszło już do siebie nadeszła wyprawa do Ameryki Południowej i zaczeły się pierwsze rozterki o zrezygnowaniu z jednej z dyscyplin jakie uprawiam, czyli rugby. Bo co będzie kiedy znów nadejdzie termin jakiegoś wyjazdu? a tu noga, czy ręka znajdzie swe ukojenie w gipsie?
I tu główka zaczyna mózgować, czas, kasę i przygodę diabli wezmą. A przecież tam w górze, potrzeba zdrowych kości.