..
Krzysiek Solecki

45 | 42101
 
 
2012-09-25
Odsłon: 1179
 

Mont Blanc 2012

Wstaliśmy leniwie o drugiej, umówiliśmy się że bierzemy tylko linę, po termosie i czymś do jedzenia, żadnych zbędnych rzeczy. Piotr marudził że nie powinniśmy wychodzić pierwsi i takie tam. O dziwo było bardzo ciepło jak na wrześniową noc. Uszliśmy ok.400m. i dalej nieszło iść, no poprostu mgła nie puszczała, a widoczność? światło czołówek zatrzymywało się na powietrznym mleku ze dwadzieścia m. od nas.
I jak za pomocą czarodziejskiej różczki obok nas przeszedł przewodnik z klijentami, no to podpieliśmy się i tak do początku podejścia pod Dome du Gouter. Nagle zerwał się wietrzyk, który wzbierał na sile. Plusem wiaterku było to że rozwiał mgłę i nasz zespolik wyrwał do przodu. Od jakiegoś czasu Piotrek zaczynał co raz częściej przystawać, a jego odpoczynki były coraz dłuższe. Patrzę na pokonaną drogę i śmiało mogę napisać że około sześćdziesiąt osób wystartowało tego ranka. Czuję że ciągnę Piotrka za sobą, pytam czy da radę iść dalej, stara się jeszcze kawałek podejść i ostatecznie z wysokości ok.4150m. postanawia zawrócić, pytam jeszcze czy da radę sam wrócić do schroniska, i rozstajemysię. Z Łukaszem poczuliśmy się jak dzikie zwierzęta spuszczone z uwięzi. Czuliśmy się tak swobodnie że do Vallota z Goutera dotarliśmy w godzinę czterdzieści w porywistym, czołowym wietrze. W konserwie prawie zrobiliśmy sobie piknik. Wypadliśmy z Vallota i szybko pokonywaliśmy kolejne wzniesienia. Patrzę na grań podszczytową ponad nami i liczę, 1,2,3.....12 osób przed nami, no pięknie żeśmy zabaletowali w Vallocie, a przecież szliśmy tylko za szalonymi Amerykaninami. Wietrzysko nakazywało czujność przy podchodzeniu po grani. Przy podejściu na grań szczytową mijamy czwórkowy zespół. Po chwili mijamy się z pierwszymi zdobywcami Blanca dzisiejszego dnia, informują nas że zostało nam jeszcze ok.25min. do szczytu. Podmuchy wiatru momentami są porywające, oglądam  się w pewnym momencie na Łukasza bo czuję że i jego zaczynam wyciągać ku górze, a Łukasz  na czworakach próbuje opierać się złowrogim porywom wiatru, które w dodatku przypędziły chmóry. Kolejna dwójka mija na s i pozdrawia. I nagle wiatr ustaje ale chmóry zostają. Dopinguję towarzysza do jeszcze minimalnego wysiłku, dochodzimy do czwórkowego zespołu i pytam czy to koniec, potwierdzają że to szczyt. Lecz coś mi nie gra, patrzę a tam dalej jakieś dwadzieścia metrów jest około 1,5m wyżej i ciągnę zmęczonego Łukasza grożąc że takiego wała, musimy wejść na najwyższy punkt szczytu, że inaczej będzie dupa. A tamci? Według mnie staneli pod szczytem, a nie na nim, że nie chciało im się przejść jeszcze kilkudziesięciu metrów ich strata. Stojąc w najwyższym punkcie widzimy jeszcze wyraźniej różnicę jaka dzieli nas od wspomnianych powyżej. Fotki, gratulacje i schodzimy. I nagle w jak śnie, chmóry rozpływają się, patrzymy już ze spokojem otaczające nas góry, słoneczko rozleniwia. Ze zdziwieniem stwierdzamy że do tego czasu reszta atakujących szczyt powinna już być co najmniej w okolicy Vallota, a tu nie ma nawet połowy. Do Goutera docieramy o 11.45, cieszymy się i rozmawiamy z osobami które faktycznie się wycofały i które potwierdziły że faktycznie ludzie masowo się wykruszali. A my piliśmy, piliśmy i piliśmy. Łukasz trochę się odwodnił co widoczne było podczas zejścia. Po dwóch godzinach schodzimy w dół, ostrożnie bo zmęczenie już jest spore. Mijamy lodowiec Tete Rousse i schodzimy dalej, szybko. Doganiamy dwóch Krakusów, którzy czili się na Blanca tydzień i na koniec brakło im pary i nic z tego nie wyszło. Jest 16.30, proponuję zanocować u myszki czyli w schr.Des Rognes, Łukasz obstaje aby schodzić z chłopakami w dół. Na Nid d Aigle zaczyna siąpić deszcz. I schodzimy wzdłóż torów na Mt Lachat, tam odbijamy w leśną ścieżynkę i na ostatnich nogach docieramy do malutkiego, opustoszałego położonego w środku lasu Baraku Forestier. Wchodzimy doń a jakże przez okno. Rozgaszczamy się i kładziemy się spać na sianie, na strychu.
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd